Miałam zaszczyt po raz kolejny wziąć udział w akcji
„ Blogerzy smakują”, organizowanej przez portal Uroda i zdrowie.
Tym
razem odwiedziłam restaurację Winnica
przy Placu Pocztowym 17 w Zielonej Górze.
Mam miłe
wspomnienia związane z tą knajpą. Tam odbyła się moja pierwsza romantyczna kolacja, z
jeszcze wtedy niemężem;-). Tym bardziej bardzo się ucieszyłam z takiej
możliwości, bo mogłam porównać moje wcześniejsze doświadczenia z
dzisiejszym obrazem. Opinie krążące w mieście są bardzo przychylne, a
jakie są moje odczucia? O tym poniżej;-)
Umówiłam się na obiad z Alą, kolejny plus dla akcji, bo to już nasze drugie tego typu spotkanie;-)
Pogoda paskudna, wiatr wiał niemiłosierny i padał deszcz ze śniegiem
tak, że nie mogłam zrobić zdjęć z zewnątrz. Odłożyłam ich zrobienie na wyjście po obiedzie;-)
Restauracja usytuowana jest w
przedwojennej kamienicy, w bardzo urokliwym miejscu, jednym z
najstarszych w Zielonej Górze. Mieszczą się w niej 2 sale na 2 kondygnacjach. Na dolnej sali kuchnia jest otwarta. Zamierzeniem właścicieli było, żeby kucharz mógł być blisko osób, dla których gotuje.
Towarzyszą takiemu rozwiązaniu unoszące się po sali zapachy, które jeszcze bardziej pobudzają
oczekiwanie na swoje danie.
Jeśli komuś to nie odpowiada może
przemieścić się na piętro, gdzie jest już bardziej kameralnie i
intymnie.
Tam też znajduje się pokoik, niezwykle klimatyczny, który
można zarezerwować na spotkania rodzinne czy biznesowe.
Klimat Winnicy przenosi nas do czasów dawnej Zielonej Góry. Motywy winorośli umieszczone na witrażach okiennych i zdjęcia
przedwojennego miasta na ścianach potęgują to wrażenie.
Restauracja jest również przyjazna
dla dzieci. W rogu dolnej sali jest kącik przeznaczony dla milusińskich,
żeby nie nudziły się czekając na przygotowywany specjalnie dla nich
posiłek.
Tu jest specjalne menu, które naprawdę jest bardzo
kusząco również dla dorosłych;-):
A teraz już o tym, co jadłyśmy;-)
Poradzono
nam, żebyśmy usiadły przy samej kuchni, żeby móc fotografować i
obserwować nasze dania od podstaw. Kelner na sam początek przyniósł nam
starter, grzanki z humusem, które pozwoliły zaspokoić częściowo nasz
głód. Teraz już mogłyśmy czekać ze spokojem na swoje zamówienie. Na
przystawkę zjadłam orkiszowe pierożki z wołowiną podane na puree z
czerwonej kapusty, a Ala carpaccio z buraka podane z sorbetem gruszkowym
– największe moje zdziwienie;-)
Dania główne
wyglądały bardzo apetycznie. Ja zdecydowałam się na comber z królika w
towarzystwie placuszków z kiszonej kapusty i z puree szpinakowym. A
talerz mojej współtowarzyszki zawierał pierś z kaczki na puree z
kapusty i pieczone ziemniaczki. Mięsa były bardzo dobrze
doprawione i jakże różne od naszych domowych obiadów. Przyozdobione
świeżymi ziołami i kiełkami kusiły nasze oczy. Najbardziej mile
zaskoczyły mnie placuszki z kiszonej kapusty, które zapewne będę
próbowała odtworzyć w mojej własnej kuchni.
Szef kuchni nie omieszkał spytać nas, czy smakowały nam ich propozycje? No jak nie, jak tak;-). Byłam bardzo zadowolona ze swojego wyboru, a dopieszczone podniebienie pozwoli mi tam wrócić jeszcze nie raz:-).
Menu
Winnicy jest bardzo czytelne i dopracowane. Właściciele poszukują
lokalnych specjałów, żeby móc je zaserwować swoim klientom i to nie
tylko z naszej okolicy. W
karcie znajdziemy regionalne piwo z małego browaru w Witnicy, czeskie
piwo, przywożone z czeskiego browaru Protivin z południa Czech i kozie
sery od państwa Pazdrowskich z Borowca koło Nowej Soli. Również nie
zapominając o tradycjach winnego grodu, z karty win możemy wybrać wina
z Winnicy Miłosz z miejscowości Łaz koło Zaboru.
Na portalu
społecznościowym FB na bieżąco są umieszczane zaproszenia na tematyczne
spotkania kulinarne w restauracji oraz informacje o zmieniającym się
menu lunchowym, bo i taką formę prowadzą. Poinformowano nas również, że
menu jest zmieniane sezonowo. Jak widać dbałość o klienta jest ogromna,
zarówno pod względem pochodzenia serwowanych dań, jak również doboru
indywidualnego każdego składnika. W dzisiejszych czasach to niestety
zanikający element, a wydawałoby się, że mamy większą świadomość i
powinno być to rzeczą naturalną, aby przykładać dużą wagę do tego jak i
co jemy.
Wychodząc z restauracji
postanowiłam zrobić jeszcze zdjęcia od strony ulicy. Jakież było moje
zdziwienie, kiedy ujrzałam tablicę o serwowanych wspaniałościach,
których niestety nie widziałam w karcie menu.
Wielka szkoda – malutki
minusik, choć może to ja powinnam być bardziej uważna…. No nic
przynajmniej jest powód, dla którego trzeba jak najszybciej tam
wrócić;-)
Ja osobiście polecam „naszą”
Winnicę. Kiedy tylko będziecie mieć okazję zaglądnijcie tam, aby
pokosztować ich specjałów, bo naprawdę warto.