Warsztaty kulinarne Fish: Rybka lubi pływać



Miałam okazję już niejednokrotnie uczestniczyć w warsztatach kulinarnych i zawsze  (przynajmniej mam to szczęście) trafiałam na fachowca przez duże „F”, który przekazywał  nam bardzo kompetentną wiedzę.
Jednak do tej pory trafiałam na zajęcia poza miejscem zamieszkania. Tym razem uczestniczyłam w rybnych warsztatach w studio kulinarnym Look&Cook w Zielonej Górze, praktycznie po sąsiedzku mojego domu;-) Pierwsze zaproszenie od nich dostałam w lipcu. Niestety nie mogłam w nich wziąć udziału ze względu na zaplanowany urlop. Teraz wszystko pasowało i z pewną dozą nieśmiałości wybrałam się w sierpniowe, poniedziałkowe popołudnie  zdobywać kolejne doświadczenie. Przyjechałam troszkę wcześniej, żeby porobić zdjęcia jeszcze przed całą gorączką zajęć. Zaskoczyło mnie bardzo ciepłe wnętrze,  pięknie nakryty stół 


i chyba najbardziej -  przygotowane perfekcyjnie stanowiska pracy z materiałami praktycznymi i teoretycznymi;-)
 
  
Poznałam organizatorów A. i M. Ignatowicz oraz prowadzącego, Maćka Ostrowskiego i cały mój niepokój odszedł w zapomnienie.  Wewnętrznie czułam, że to będzie bardzo miły wieczór, ale nie przypuszczałam, że aż tak długi ;-)) Ale wszystko po kolei;-) Po przybyciu wszystkich uczestników zabraliśmy się ostro do pracy. I na pytanie chefa, czy bardzo się spieszymy, odparliśmy chórem, że "nie". Ostrzeżono nas wtedy, że nie wiemy co czynimy…;-)
Zespół został podzielony i rozdano nam prace przygotowawcze – naszej 3 przypadło w udziale oskrobanie i umycie głównych bohaterów warsztatów, a mianowicie halibuta, dorad, miętusów, dorsza, makreli i małych sielaw. Pozostali czyścili i obierali warzywa.  Nie obyło się bez teoretycznego wstępu, a mianowicie pokazania techniki posługiwania się nożem i ogólnie o podstawach filetowania. 



Gdy wszystko było przygotowane przeszliśmy do praktycznych zajęć i zabraliśmy się za filetowanie ryb. Dla mnie  do tej pory temat był raczej obcy i najczęściej w sklepie kupowałam filety lub przygotowywałam cale tuszki. Oj zmieni się to niebawem, myślę, że ku uciesze rodzinki;-)
Poniżej zdjęcia halibuta. Te nacięcia na skórze są po to, żeby ryba podczas smażenia nie wywijała się i trzymała pięknie formę;-)


Jak to bywa u prawdziwego kucharza nic nie może się w kuchni zmarnować. Każdy prawie odpad lądował w wielkim garze, a wywar z tego był podstawą pysznego bulionu, który gotował się przez większość czasu. W międzyczasie zrobiliśmy zalewę octową do pikli , która też posłużyła do niespodzianki przygotowanej dla wszystkich uczestników warsztatów.
Pierwszym daniem przygotowanym przez nas był dorsz z puree selerowym, szynką dojrzewającą i  pomidorami confit. W ogóle najmilszym momentem naszych warsztatów była degustacja:-) Musicie przyznać, że prezentujące potrawy wyglądają bardzo apetycznie i zapewniam, że smakowały wybornie, jak w najlepszej restauracji specjalizującej się owocami morza.


Po jakże miłym przerywniku, lekko rozleniwieni zabraliśmy się do  sporządzenia kolejnej smakowitej rybki. Tym razem była to makrela. W sumie do tej pory świeżą makrelę jadłam raz w Chorwacji i tam jej smak mnie lekko rozczarował, bo smakowała tak jak wędzona. Tu miłym dodatkiem okazał się zielony groszek i karmelizowany kalafior. A znaczącą "wisienką" były ogórkowe pikle, które w expresowym tempie były przygotowane na naszych zajęciach.


Poniżej danie, które różnorodnością smaków i dodatków najbardziej chyba mnie zaskoczyło, a mianowicie miętus w towarzystwie ziemniaczanych rosti z dipem z anchois i suszonych pomidorów. Komponowało się znakomicie i wiem, że będzie często gościło na naszym stole:-)


Zrobiło się bardzo późno i zrozumiałam dlaczego ostrzeżenie o wolnym czasie było poruszone;-) Przed nami zanosił się jeszcze dłuugi wieczór, bo kilka dań zostało do realizacji;-) Na pierwszy ogień poszedł  gotujący się bulion, który zamienił się w przesmaczną bazę dla naszego halibuta. Dodatkami były smażone warzywa i makaron gryczany. Mówię Wam - niebo na talerzu;-)


Zapomniałam na wstępie dodać, że do wszystkich dań mogliśmy popijać białe wino i tu do dorady podanej na duszonych porach ze śmietaną i małżami komponowało się znakomicie.




Na koniec, jakby jedzenia było mało, zrobiliśmy pod okiem mistrza Macieja deser, ale nie rybny tym razem;-) Było to tiramisu jagodowe w formie przegryzki finger food. Wyglądał bajecznie i tak samo smakował.



Nadszedł koniec naszego spotkania. Jakież było nasze zdziwienie, gdy spojrzeliśmy na zegarki...była 22:50, a planowany finisz był przewidziany na 21:30:-) Jednak chyba nikt nie był tym faktem rozczarowany. Po takiej uczcie w tak przesympatycznym towarzystwie, cudownym miejscu i ciepłej atmosferze pożegnaliśmy się, będąc pewnym, że wrócimy tu jeszcze nie raz. No dobra, ja na pewno wrócę, ale sądzę, że wyraziłam zdanie większości;-) Na odchodne dostaliśmy niespodziankę - słoiczki z sielawą w marynacie z chili i cebulą:-)
Był to wieczór bardzo udany. Maciej okazał się osobą pełna pasji, kontaktową i znakomicie przygotowaną merytorycznie, a to lubię:-)
 I jestem bardzo zadowolona, że kolejne warsztaty z Nim są w planie:-):




Komentarze

  1. właśnie siedziałam sobie na FB, kiedy wyskoczyło mi zdjęcie rybek. od razu kliknęłam. Mrzenka, powiem tak, od początku Tapendy bombiemy informacjami o konieczności ( obligatoryjnie) filetowania ryb, zarówno tych surowych, jak i tych po obróbce cieplnej. Bardzo dobrze, że choć nie z naszej przyczyny, ale w końcu to dotarło do świadomości większego grona osób. W ogólności, nic mnie nie zaskoczyło, wszystkie wymienione techniki znajdują się na Tapenda. Zalewę octową, statnio udoskonaliłyśmy, niech no tylko dostnę rybki które mi grają, wtedy pokażę o co chodzi. W szczegółach nie mieszam raczej ryb z prosciutto czy innymi salumi, wolę warzywa. Bliżej jest mi do włoszczyzny niż do fusion. Nigdy jednak nic nie wiadomo, w czym jutro się rozsmakuje w kwestii ryb.

    Pozdrawiamy serdecznie
    Tapenda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co innego oglądać na żywo, jakoś łątwiej się można nauczyć;-) Zawsze u Was podziwiam obróbkę stworów morskich:-)

      Usuń
  2. Oczywiscie ,ze wyglada to bardzo smakowicie ! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zazdroszczę. U mnie jak sama nie zrobię warsztatów, to nic innego nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jola, tak jak pisałam - u mnie masz nocleg, jakby co;-)

      Usuń
  4. Fajna przygoda musiała być, i jakie fajne miejsce :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Marzenko, cudowna relacja! Wspaniałą miałaś przygodę i jestem pod wrażeniem organizacji i ilości dań jakie wykonaliście...
    Czemu mnie wtedy nie było w ZG? No czemu? ;)))
    Na pewno wybiorę się na któreś warsztaty, tylko które... ech ;)
    Szczęśliwie wczoraj wróciliśmy, teraz jeszcze tydzień laby, a raczej przetwarzanie pomidorów ;)
    Idziemy na jakąś kawkę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-)) Ja już się zapisałam na owoce morza:-) Kawa może w czwartek?;-) Bo od niedzieli juz mnie nie ma;-)

      Usuń
  6. Bardzo pouczające i twórcze warsztaty :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty to masz w domu warsztaty, czy szewc bez butów chodzi;-)?

      Usuń
  7. Świetny post! ;)

    Pozdrawiam
    ___________
    truskawkowa-fiesta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. świetne warsztaty! aż narobiłaś mi smaku na rybkę:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Genialne warsztaty!
    Ciekawe dlaczego te rybne warsztaty tak się przeciągają w czasie?;)
    U nas było to samo.
    A zdradzili gdzie kupują makrelę?
    Ja ją bardzo lubię, ale świeżej u mnie nie widziałam jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie dlaczego;-)? Makrele jak i inne ryby były zakupione w Macro;-)

      Usuń
  10. Ale recenzja! Z ciekawością i...zazdrością, taką naturalną babską, przeczytałam i podziwiam piękne zdjęcia.
    Nie tracę nadziei,że kiedyś wezmę udział w podobnych warsztatach. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bożenko, dziękuję:-) Przecież u Was chyba pełno takich warsztatów:-)?

      Usuń
    2. U nas? Ja teraz mieszkam na prowincji, czyli koło Tarnowa, a Tarnów, moje cudne rodzinne ,galicyjskie na wskroś, miasto spada z wszelakich rankingów,jeszcze podtrzymuje jego wyjątkowość FAKT i to do końca świata i dłużej nawet, że przebiega przez nie południk i jest dzięki temu najcieplejszym miastem w Polsce.
      Pozostaje Kraków, gdzie moje dziecię założyło gniazdo, albo Warszawa, bo drugie dziecię się zagnieździło i tu widzę nadzieję na warsztaty. Pozostaje mi tylko marzyć i dążyć do realizacji. :)))

      Usuń
  11. Widać, że smakowite warsztaty! Chętnie bym na takie poszła :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Zazdroszczę, musiało być ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
  13. Świetne zdjęcia :) !
    Teraz czekam na cała masę nowych przepisów zainspirowanych warsztatami :) !

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetna relacja. Marzy mi się profesjonalny kurs filetowania ryb bo mam z tym ogromny problem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To tak jak ja, ale już przynajmniej się nie boję i będę próbować:-)

      Usuń
  15. Nie umiem filetować ryb, pewnie zmarnowałabym nie jedną sztukę ;) zdecydowanie lepiej wychodzi mi ich jedzenie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dorsza na warsztatach tez troszkę zmasakrowałam;-)

      Usuń
  16. świetna i bardzo pouczająca przygoda :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Wspaniałą relacja. Kocham ryby. Poczułam się jakbym tam była. Jaka szkoda, że mam tam tak daleko!!!! Świetne studio. Ach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w każdym razie zapraszam i ewentualnie służę noclegiem;-)

      Usuń
  18. Marzenko, genialne warsztaty i wspaniała fotorelacja !
    Uwielbiam ryby, jednak brak mi zręczności w ich filetowaniu. Móc podpatrywać mistrza z nożem w ręce i degustować tyle wspaniałych potraw z rybą w roli głównej - bezcenne !

    OdpowiedzUsuń
  19. Ale pyszności wyczarowaliście z rybek. Sama nauczyłabym się chętnie filetować ryby, bo ości to ja bardzo ale to bardzo nie lubię

    OdpowiedzUsuń
  20. Ale zgłodniałam... Bardzo czasami żałuję, że tak daleko mieszkam i nie mogę brać udziału w takich warsztatach, bo na pewno by mi się przydały!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Copyright © zacisze kuchenne